- Kiedyś R10, teraz EuroVelo 10 lub Velo Baltica
- Na urlop i na weekend, długi lub krótki
- W pociągu tylko sześć miejsc dla rowerów
- Początek polskiej części EuroVelo 10 w Świnoujściu
- "Kilometr zero" na polsko-niemieckiej granicy
- Imponujące forty pruskiej Twierdzy Świnoujście
- Najwyższa latarnia morska nad Morzem Bałtyckim
- Budowa gazoportu zmienia przebieg szlaku
- Przed Międzyzdrojami pierwszy efektowny fragment
- Miejsca Przyjazne Rowerzystom na Pomorzu Zachodnim
- W Międzyzdrojach stragany zamiast kapsuły
- Przyjemny mrok w Wolińskim Parku Narodowym
- Nowe drogi rowerowe dla turystów
- Zapomniany dom kochanki Adolfa Hitlera
- Nadmorskie miejscowości tracą swoje tradycje
- Morze było kiedyś aż dwa kilometry dalej
- Pod piękną latarnią morską w Niechorzu
- Droga rowerowa wzdłuż linii kolejowej
- W Mrzeżynie wiata z prądem i boksy na rowery
- Niestety nieczynne muzeum lotnictwa w Rogowie
- Rowerowa kładka wzdłuż Dźwirzyńskiej Patelni
- Kołobrzeg rowerową stolicą polskiego wybrzeża
- Drugie najciekawsze miasto nad Bałtykiem?
- Moje ulubione miejsce przy szlaku EuroVelo 10
- Największa tablica z rowerowym objazdem
- Za Gąskami jeszcze jedna dobra droga rowerowa
- Paragony grozy jednak istnieją
- Chłopy czarują o każdej porze roku
- Tajemnicza łódź w środku mieleńskiego lasu
- W Mielnie morze zmienia się w jezioro
- Podziemne tajemnice II wojny światowej
- Piękne gotyckie świątynie Pomorza Środkowego
- Darłówko trochę jak duński Bornholm
- Eryk I ufundował kaplicę św. Gertrudy
- Przyjemne, klimatyczne Darłówko na koniec dnia
- Ostatnia z pięknych nadmorskich scenerii na szlaku
- Plażowy Dubaj nad Morzem Bałtyckim
- Jeszcze jedna przystań rybacka na koniec
- EuroVelo 10 jak doktor Jekyll i pan Hyde
- Bierzcie i jedźcie, korzystajcie z rowerowych udogodnień
Kiedyś R10, teraz EuroVelo 10 lub Velo Baltica
Wśród wprowadzonych przez Pomorze Zachodnie zmian jest również nowa nazwa szlaku - Velo Baltica. Tym samym nadmorski szlak rowerowy na Pomorzu Zachodnim funkcjonuje obecnie pod aż trzema nazwami. Nazwą najstarszą nazwą, a może raczej symbolem, wyrytym głęboko w świadomości polskich turystów rowerowych, jest R10, który jeszcze można spotkać w kilku miejscach nad Bałtykiem. Nową, aktualną nazwą dla całego polskiego odcinka szlaku, także w województwie pomorskim, jest EuroVelo 10, świadcząca o włączeniu do sieci szlaków rowerowych EuroVelo, nad którą pieczę trzyma Europejska Federacja Cyklistów. To właśnie dzięki byciu częścią większej, europejskiej całości, Pomorze Zachodnie otrzymało z Unii Europejskiej dotację na przebudowę szlaku. I jest jeszcze ta trzecia, najnowsza - Velo Baltica - pięknie brzmiąca, wszystko mówiąca i wpasowująca się w trend dodawania członu “velo” do nazw szlaków rowerowych.
Na urlop i na weekend, długi lub krótki
Długość całego polskiego EuroVelo 10 ze Świnoujścia do Elbląga to około 540 kilometrów, zaś fragment biegnący przez Pomorze Zachodnie liczy około 240 kilometrów. Do jego przejechania przeciętny turysta rowerowy będzie potrzebował 3-4 dni na rowerze przy założeniu, że będzie zwiedzał atrakcje na trasie i zaglądał w interesujące miejsca. Najwięcej rowerzystów melduje się na trasie oczywiście latem - na podstawie wskazań kilku zamontowanych na trasie liczników można stwierdzić, że każdego dnia po zachodniopomorskim EuroVelo 10 jedzie nawet kilka tysięcy osób. Ale Velo Baltica może być także doskonałą inspiracją na długi weekend wiosną lub jesienią, a także na dwa zwykłe, dwudniowe weekendy podczas całego roku. Tu sprawdzą się bardzo dobre połączenia kolejowe, dzięki którym szlak można wygodnie podzielić na dwa dwudniowe etapy: ze Świnoujścia do Kołobrzegu i z Kołobrzegu do Ustki.
W pociągu tylko sześć miejsc dla rowerów
Wycieczka po EuroVelo 10 na Pomorzu Zachodnim była dla mnie też okazją, by zobaczyć, jak obecnie wygląda przewóz rowerów koleją na tak bardzo popularny szlak rowerowy. Okazało się, że w popołudniowych pociągach z Trójmiasta do Kołobrzegu i Świnoujścia (czyli z dużej, niedalekiej aglomeracji do dwóch najważniejszych punktów startowych szlaku) jest dostępnych zaledwie 18 miejsc dla rowerów (3 pociągi po 6 miejsc na rowery). I o ile poza sezonem to może wystarczyć, to latem, gdy szlakiem poruszają się tysiące rowerzystów dziennie, tak mała liczba miejsc dla rowerów w pociągach musi być jednym z “wąskich gardeł” w dostępie do nadmorskiej trasy rowerowej. Nieco lepiej wygląda sytuacja z pociągami, które nad morze przyjeżdżają z południa Polski. W pociągu Intercity z Krakowa do Świnoujścia, do którego przesiadłem się w Szczecinie-Dąbiu, było już 12 miejsc na rowery.
Początek polskiej części EuroVelo 10 w Świnoujściu
Do Świnoujścia przyjechałem krótko przed zachodem Słońca. Z peronu stacji kolejowej na przystań promową, skąd na drugi brzeg Świny pływają na zmianę cztery promy Bielik, jest zaledwie kilkadziesiąt metrów. Większość pasażerów to piesi i rowerzyści, ale do czerwca 2023 roku bieliki przewoziły tędy również setki samochodów mieszkańców miasta. Od czerwca ruch samochodowy przeniósł się do nowego tunelu pod Świną, którym piesi i rowerzyści poruszać się nie mogą. Co ciekawe, plany budowy tunelu między dwoma częściami Swinemünde istniały już w latach 30. XX wieku. Wyłoniono wtedy nawet wykonawcę tunelu, nawet rozpoczęto prace, jednak po kilku miesiącach przerwano i porzucono je ze względu na wybuch II wojny światowej.
Rowerem skierowałem się prosto na plażę na północno-wschodnim krańcu wyspy Uznam, którą zdobi symbol Świnoujścia - Stawa Młyny. Przez jednych Stawa Młyny jest brana za latarnię morską, przez innych - za małą turbinę wiatrową. A tymczasem jest tylko i aż oryginalnym morskim znakiem nawigacyjnym, który wyznacza drogę wodną do portu w Świnoujściu. Została wybudowana - uwaga - dokładnie 150 lat temu i pod koniec każdego dnia przyciąga turystów, którzy czekają na efektowne oświetlenie stawy przez zachodzące Słońce i pamiątkowe selfie z pobytu nad Bałtykiem. Tego dnia byłem właśnie w tej grupie i w nisko świecącym, jesiennym słońcu, dodatkowo efektownie odbijającym się w mokrym piasku, udaje mi się szybko zrobić kilka zdjęć. Latem, przy większej liczbie turystów, na pewno byłoby to o wiele trudniejsze, a może nawet niemożliwe?
"Kilometr zero" na polsko-niemieckiej granicy
Następnego dnia rano jazdę zaczynam na “kilometrze zero” szlaku Velo Baltica, czyli na granicy Polski i Niemiec. Dawne przejście graniczne wiele lat temu zostało zaaranżowane na miejsce spotkań - wielu rowerzystów robi sobie tu zdjęcia pod symbolicznymi flagami, a niektórzy wychodzą wzdłuż granicy po drewnianych pomostach na plażę. Mam nadzieję, że ci, którzy przejechali już polskie wybrzeże, w kolejnych swoich rowerowych sezonach ruszają stąd na zachód, w kierunku Stralsundu, Rostocku czy Lubeki, by przejechać Ostseeküsten-Radweg, czyli niemiecką część szlaku rowerowego wokół Morza Bałtyckiego, czyli Jest równie pięknie, ciekawie i po bardzo dobrej niemieckiej infrastrukturze rowerowej.
Z zerowego kilometra polskiej części EuroVelo 10 ruszam na wschód. Mijam tężnię solankową w Świnoujściu, wjeżdżam do dzielnicy nadmorskiej i myślę, jak widzą Polskę podróżnicy rowerowi, dla których prawdopodobnie to pierwszy kontakt z naszym krajem. Na pewno ukryłbym przez ich wzrokiem okropne reklamy i tandetne szyldy, które zalewają dokładnie wszystkie nadbałtyckie miasta. I zrezygnowałbym z tego niezbyt wygodnego ciągu pieszo-rowerowego, który na pierwszych kilkuset metrach prowadzi rowerzystę przez Świnoujście - zastąpiłbym go przejazdem przez efektowną Promenadę Zdrowia - pieszo-rowerową przestrzeń rekreacyjną, biegnącą równolegle do obecnego przebiegu szlaku. Wielofunkcyjną, kilometrową promenadę wybudowano w 2019 roku, a wśród nagród i wyróżnień jakie zdobyła jest tytuł Najlepszej Przestrzeni Publicznej Województwa Zachodniopomorskiego.
Imponujące forty pruskiej Twierdzy Świnoujście
Planując poranny wyjazd ze Świnoujścia warto wziąć pod uwagę, że na dłuższą chwilę mogą zatrzymać rowerzystę imponujące pruskie forty Twierdzy Świnoujście, z których miasto jest znane. Z czterech dostępne do zwiedzania są dwa - rozległy Fort Zachodni i znacznie mniejszy Fort Anioła, obydwa położone bezpośrednio przy szlaku rowerowym EuroVelo 10. Pozostałe - Fort I w Warszowie został rozebrany w latach 70., a Fort Gerharda od kwietnia 2023 roku jest niestety niedostępny ze względu na zakaz przebywania wokół budowanego gazoportu, czyli morskiego terminalu LNG w Świnoujściu, wprowadzony przez wojewodę zachodniopomorskiego. Wszystkie forty powstały w połowie XIX wieku w okresie wojen Prus z Danią i Francją, chociaż pierwsze pruskie fortyfikacje zaczynały powstawać tu już w XVII wieku podczas duńskich i szwedzkich najazdów na Prusy. Przed i podczas II wojny światowej forty były rozbudowywane i wykorzystywane w celach militarnych, gdyż Swinemünde było wtedy największym portem hitlerowskiej Kriegsmarine na Morzu Bałtyckim.
Najwyższa latarnia morska nad Morzem Bałtyckim
Jadąc drogą rowerową wzdłuż Świny w kierunku przeprawy promowej, właśnie w okolicy fortów Zachodniego i Anioła, warto uważnie obserwować drugi brzeg rzeki. Tam, w towarzystwie wysokich, nowoczesnych portowych suwnic, nawet nieco przez nie zasłaniana, stoi latarnia morska w Świnoujściu. Została wybudowana w tym samym okresie co forty, w latach 1854-1857. Świnoujska latarnia morska ma aż 68 metrów wysokości, co czyni ją najwyższą latarnią morską nad Morzem Bałtyckim i plasuje wśród 20 najwyższych na świecie. Jest pierwszym z serii kilkunastu obiektów, które tworzą popularny szlak latarni morskich na polskich wybrzeżu. Niestety, dopóki będzie trwała agresja Rosji na Ukrainę, a przez to zamknięta będzie strefa wokół gazoportu, dopóty widok z drugiego brzegu będzie jedynym sposobem na zobaczenie latarni w Świnoujściu.
Budowa gazoportu zmienia przebieg szlaku
Na rogatkach Świnoujścia zastaję informację o objeździe i nowym przebiegu szlaku EuroVelo 10 - wszystko z powodu wspomnianej wyżej budowy gazoportu, czyli morskiego terminala do przeładunku gazu płynnego. W okolicy budowy szlak jest zagrodzony, a wspólną wartę pełnią Służba Ochrony Kolei i funkcjonariusze policji. Alternatywny odcinek ze Świnoujścia do Podziemnego Miasta jest prawdopodobnie najgorszy na całej trasie - prowadzi leśnymi drogami, czasem dość nierównymi, nieco kamienistymi, miejscami jakby utwardzanymi w pośpiechu, by zapewnić rowerzyście choćby minimalne warunki przejazdu w awaryjnej sytuacji. Nie ma szału, ale dramatu też nie. Da się jednak poczuć, że to wymuszony, tymczasowy objazd i że daleko mu do poprawnego, docelowego charakteru zachodniopomorskiego EuroVelo 10. Jakby na pocieszenie i odwrócenie uwagi, u krążącego nade mną wielkiego ptaka dostrzegam charakterystyczny biały ogon - to bielik!
Przed Międzyzdrojami pierwszy efektowny fragment
Na pierwszy ze świeżo zbudowanych odcinków szlaku rowerowego wokół Morza Bałtyckiego trafiłem krótko przed Międzyzdrojami. Aby na niego wjechać należy skręcić za wskazaniem drogowskazu w lewo i po piachu przebić się przez stromy wał wydmowy. Najpierw krótki, choć stromy i piaszczysty podjazd, potem taki sam zjazd, niestety z niebezpiecznymi progami z korzeni drzew i wyjeżdżam na ponad 2-kilometrowy fragment szutrowej drogi rowerowej nad morzem. Tu jedzie się doskonale - to właśnie po takie fragmenty nadbałtyckiej trasy przyjeżdżają tu turyści. I choć droga rowerowa na większości przebiegu oddzielona jest od plaży wąską firanką nadmorskiego lasu, choć mnie za pierwszym razem przegoniła tam gwałtowna ulewa, to myślę że przejazd nią należeć będzie do tych najczęściej wspominanych miejsc z wyprawy wzdłuż wybrzeża Bałtyku. Wielu rowerzystów na pewno skojarzy ją z widowiskowym fragmentem szlaku rowerowego R10 po Mierzei Wiślanej. Mniej więcej w połowie tego odcinka Pomorze Zachodnie postawiło jedną ze swoich nowych wiat rowerowych, gdzie możemy skutecznie schronić się przed deszczem i wiatrem.
Na ścianie wiaty rowerowej wpada mi po raz kolejny szlakowa informacja o rowerowym objeździe. Tym razem to informacja dla jadących w kierunku Świnoujścia, czyli informuje o już przejechanym przeze mnie objeździe wokół gazoportu. Żółty, awaryjny kolor znaków zamiast tradycyjnego pomarańczowego, a także angielskie i niemieckie słowa zwracają uwagę na ważny komunikat. I choć dla pełnej czytelności przydałaby się jeszcze legenda, co oznaczają poszczególne kolory i rodzaje linii, ale już sama obecność tego typu estetycznych komunikatów trasie musi świadczyć o dojrzałości Pomorza Zachodniego w podejściu do organizacji turystyki rowerowej. Swoją drogą, to niezły pomysł, by komunikat drukować tak, by wyglądał jak tablica szlaku - jest estetycznie, zrozumiale i bardzo spójnie. Jednak dopiero po powrocie sprawdzam kod QR, oglądam film do którego kieruje i... widzę, że wariant leśny, którym pojechałem instynktownie, wcale nie jest tym polecanym. Uważam jednak, że... "mój" wariant leśny jest lepszy i znacznie bezpieczniejszy niż ten oficjalnie proponowany.
Miejsca Przyjazne Rowerzystom na Pomorzu Zachodnim
Innym elementem, który mówi o powadze, z jaką Pomorze Zachodnie traktuje turystykę rowerową, jest sieć Miejsc Przyjaznych Rowerzystom. To firmy i instytucje świadczące różnego typu usługi, wśród których większość stanowią obiekty noclegowe - campingi, schroniska młodzieżowe, hostele, pensjonaty i hotele, których najważniejszym zobowiązaniem wobec rowerzystów jest nocleg na jedną noc, o co latem nad morzem bywa trudno. W każdym z tych miejsc powinno się również znaleźć zamykane, bezpieczne pomieszczenie na rowery. Na liście Miejsc Przyjaznych Rowerzystom są obecne również obiekty gastronomiczne, sklepy i serwisy rowerowe, a pełna lista przyjaznych miejsc znajduje się na oficjalnej stronie projektu Rowerem przez Pomorze Zachodnie i w nowej aplikacji, a w niej - także na mapie. Warto też wiedzieć, że obowiązkiem każdego MPR jest wywieszenie w widocznym miejscu listy najbliższych serwisów rowerowych z numerem telefonu, jak na tej liście wywieszonej przez restaurację Port w Międzywodziu. Takie informacje czasem ratują życie rowerzyście.
W Międzyzdrojach stragany zamiast kapsuły
Do Międzyzdrojów wjeżdżałem z myślą, czy przy międzyzdrojskim molo została już wybudowana kapsuła zanurzeniowa, w której można byłoby zejść na dno Bałtyku - o takich planach niemieckiego dzierżawcy czytałem kilka lat temu. Kapsuły jednak wciąż nie ma, a Międzyzdroje, które kiedyś kojarzyły mi się z elegancją, wyglądają już tak samo jak inne nadmorskie “kurorty”. Na placu przed molo punkty gastronomiczne rywalizują, kto większym szyldem przyciągnie do siebie klienta, a doskonałą ilustracją jest tu otoczenie hotelu Aurora. Elegancką bryłę budynku oblepiły lokale gastronomiczne, a “lody kręcone” (oczywiście w parze z goframi) zdominowały nawet stylowy szyld hotelu. Żeby przejść się po molo w Międzyzdrojach, najpierw trzeba przejść przez pasaż handlowy pełen chińszczyzny, second handów i ryczącego disco polo, a potem podobne pawilony omijać już na samym molo. Jestem przekonany, że burmistrz, a także urzędnicy odpowiedzialni za estetykę kiedyś eleganckich Międzyzdrojów, na swoje molo nie zaglądają. I ja im się w ogóle nie dziwię.
Przyjemny mrok w Wolińskim Parku Narodowym
Duża, drewniana brama na szlaku na skraju Międzyzdrojów oznacza, że szlak właśnie wjeżdża na obszar Wolińskiego Parku Narodowego. Gęsty las, przez który biegnie droga, jest z pewnością wybawieniem podczas letnich upałów. Wczesną jesienią panuje tutaj przyjemnie mroczna atmosfera, a lekko pożółcone podszycie przyjemnie komponuje się z ciągle jeszcze zielonym kolorem liści na drzewach. Niestety, zapominam o jednej z podstawowych zasad przy planowaniu wyjazdów i melduję się na Wolinie w poniedziałek. A to oznacza, że zarówno muzeum Wolińskiego Parku Narodowego w Międzyzdrojach, jak i zagroda pokazowa żubrów, jedna z największych atrakcji na trasie, są niestety zamknięte. Pozostaje mi samotny, cichy przejazd przez pięknie dziki park narodowy - w poniedziałkowy poranek jest przecudnie, przenaturalnie i przecicho. I zupełnie nie przeszkadza mi naturalny charakter drogi. Swoją drogą, ten zwyczajowy wolny poniedziałek w obiektach Wolińskiego Parku Narodowego wypada wyjątkowo niezręcznie. Bo przecież większość rowerzystów, którzy - jak ja - przyjadą na początek trasy w Świnoujściu w weekend, trafią do Wolińskiego Parku Narodowego właśnie w poniedziałek i te bardzo atrakcyjne miejsca zastaną nieczynne. Czy poniedziałek na Wolinie mógłby być w piątek?
Nowe drogi rowerowe dla turystów
Między Wisełką, Kołczewem i Międzywodziem szlak EuroVelo 10 na Pomorzu Zachodnim po raz pierwszy wjeżdża na nowe, asfaltowe drogi rowerowe, które biegną wzdłuż miejscowych dróg publicznych. Nie jestem zwolennikiem wykorzystywania takiego rodzaju dróg rowerowych w turystyce rowerowej, gdyż nie zapewniają rowerzyście oczekiwanego spokoju i ciszy, pełnego kontaktu z naturą, a zdarza się, że jest wręcz odwrotnie - zmuszają nas do jazdy wzdłuż zatłoczonych tras samochodowych, w hałasie i spalinach. W tym przypadku doceniam jednak, że nowe drogi rowerowe często zastępują równoległe, piaszczyste drogi leśne, z których jeszcze niedawno słynął popularny szlak R10 - to po pierwsze. Po drugie - gdzie indziej, gdzie dotychczas ruch rowerowy odbywał się w ruchu ogólnym, nowo wybudowane drogi rowerowe uwalniają rowerzystę od konieczności niebezpiecznej jazdy szosą razem z niemałymi wakacyjnymi potokami samochodów. Podsumowując - to właśnie dzięki takim działaniom zwiększa się dostępność szlaków rowerowych wśród bardziej wymagających grup społecznych jak rodziny z dziećmi, osoby starsze czy osoby z niepełnosprawnościami, a po drogach tego typu Velo Baltica aż tak często nie biegnie.
Zapomniany dom kochanki Adolfa Hitlera
Wjeżdżając do Pobierowa zjechałem nieco ze szlaku i po chwili stanąłem przed dość niecodzienną atrakcją i przez jej charakter, raczej mało formalną. To dom Evy Braun, kochanki i żony Adolfa Hitlera, będący dziś zaniedbanym budynkiem znajdującym się w gęstym lesie w pobliżu klifowego brzegu. Ta nieformalność atrakcji powoduje, że do domu kochanki kanclerza III Rzeszy nie prowadzą żadne drogowskazy, a tym samym najlepiej nawigować dzięki wskazaniom lokalizacji w Google Maps. Można też na końcu ulicy Bałtyckiej skręcić w lewo i piaszczystą, leśną ścieżką przejść około 100 metrów. Nie ma dowodów, by bywał tu sam Hitler, jednak potwierdzone są informacje o wizytach innego nazistowskiego zbrodniarza - Hermanna Göringa, dowódcy Luftwaffe.
Nadmorskie miejscowości tracą swoje tradycje
A Pobierowo… W relacji jak ta chciałbym móc tylko zachwycać się klimatem nadmorskich miejscowości, jednak gdy zachwycać się nie ma czym, czuję dziennikarski obowiązek, by o tym również napisać. To chyba w Pobierowie poczułem największy dyskomfort widząc, jak “urządzane” są ulice nadmorskich miast. Tu niemal wszystko podporządkowuje się krótkiemu letniemu sezonowi, właściwie wyłączając główne ulice z użycia w pozostałym okresie roku. To między innymi w Pobierowie jedzie się ulicami wzdłuż kolejnych zamkniętych na głucho barów, sklepów i straganów, po których do maja lub czerwca hulał będzie tylko wiatr i robotnicy, budujący obok kolejny kilkupiętrowy apartamentowiec. Miejscowości wybrzeża hurtem, na naszych oczach, tracą właśnie swój oryginalny charakter, tracą swoje tradycje, a bezmyślną i nieprzestrzegającą żadnych planów zabudową wszystkie zlewają się w jeden architektoniczny chaos. Jaka szkoda, że nie dbamy o nasze wybrzeże tak, jak robią to sąsiedzi - Niemcy i Duńczycy.
Morze było kiedyś aż dwa kilometry dalej
Wkrótce za Pobierowem przebieg EuroVelo 10 przecina Trzęsacz z na pewno najbardziej znaną, trwałą ruiną kościoła w Polsce. Jednak na pewno nie wszyscy odwiedzający to miejsce zdają sobie sprawę, że po wybudowaniu - na początku XV wieku, 500 lat temu - brzeg morski był oddalony od kościoła w Trzęsaczu aż o 2 kilometry! Przez pierwsze 250 lat istnienia kościoła żywioł odebrał człowiekowi aż 150 metrów lądu - w 1750 roku dystans do brzegu zmniejszył się do zaledwie 58 metrów. W 1874 roku pozostał tylko 1 metr i odprawiono ostatnie nabożeństwo, a przez kolejne 27 lat czekano na moment, w którym pierwsza ze ścian kościoła runęła do morza. W 1930 roku na klifie stała już tylko ściana południowa, której niewielka część, po raz ostatni, spadła z klifu w 1994 roku. Wygląda na to, że chroniona specjalnymi tarasami niewielka ocalała część kościoła w Trzęsaczu stanowi już naprawdę ostatni rozdział tej niezwykłej historii.
Pod piękną latarnią morską w Niechorzu
Po szybkim przejechaniu przez Rewal z przyjemnością zatrzymuję się pod piękną latarnią w Niechorzu. Wybudowana w 1866 roku stoi w tym miejscu już ponad 150 lat, szczęśliwie przetrwała także II wojnę światową, choć niewiele brakowało, a zostałaby zniszczona przez miny, pozostawione przez wycofujących się Niemców. Zadbana, w tym roku przeszła remont połączony z malowaniem i wymianą stolarki okiennej w oryginalnym, zielonym kolorze. Wśród ciekawostek jest fakt, że mechanizm obrotowy światła latarni pochodzi z niemieckiego okrętu podwodnego i służy niezawodnie do dzisiaj. Może da się go dojrzeć z tarasu dostępnego dla zwiedzających? Wśród rzeczy cieszących oko w okolicy latarni są też stojące obok prywatne pawilony usługowe - rzuca się w oko, że wybudowano je nawiązując do wyglądu latarni, czyli budując ceglane elewacje z zielonymi okiennicami. A więc… można! Dobrze pomyślano również ogromny napis z nazwą miejscowości do pamiątkowego zdjęcia - wystarczy cofnąć się kilka kroków, by w kadrze zmieścić również uroczą latarnię.
Droga rowerowa wzdłuż linii kolejowej
Półtora kilometra od latarni w Niechorzu zaczyna się kolejny odcinek “specjalny” - tym razem rowerem jedziemy wzdłuż torów nadmorskiej wąskotorówki. Asfaltowa droga rowerowa łączy stację Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej w Niechorzu z zabytkowym, ponad 100-letnim dworcem kolejowym w Pogorzelicy. To przyjemny, szybki, 10-kilometrowy odcinek wzdłuż brzegów jeziora Liwia Łuża, z dwoma pomostami, które można wykorzystać do miłej przerwy w drodze. Przerwa może być nawet jeszcze dłuższa, jeśli wsiądziemy z rowerem do niewielkiego wagonika. Za Pogorzelicą zaczyna się kolejny szutrowy odcinek przez nadmorski las sosnowy, który przychodzi mi już pokonywać po zmroku. Choć to dopiero wczesna jesień, dzień jest już wyraźnie krótszy, a atrakcji wciąż tyle samo do zobaczenia - na nacieszenie się wszystkimi walorami szlaku Velo Baltica niestety nie starcza mi czasu.
W Mrzeżynie wiata z prądem i boksy na rowery
Tuż przed Mrzeżynem, blisko terenu jednostki wojskowej, zauważam kolejną, charakterystyczną dla szlaków rowerowych Pomorza Zachodniego, wiatę postojową. Zachodniopomorscy gospodarze nazywają ją nawet modelowym miejscem odpoczynku, a to ze względu na fakt bezpłatnego udostępnienia turystom energii elektrycznej. Wystarczy kabel z wtyczką USB lub zwykłą, by naładować baterię telefonu, drona lub nawigacji rowerowej - prąd dostępny jest od maja do września, w pozostałą część roku prąd jest odłączany ze względu na warunki pogodowe. Cień na tę modelowość rowerowej wiaty rzuca jednak fakt, że konstrukcja wiaty jest niemal ażurowa, właściwie nie ma bocznych ścian, a tym samym wewnątrz raczej trudno będzie liczyć na schronienie się przed wiatrem.
W samym Mrzeżynie przy szlaku, naprzeciw położonego na wzgórzu kościoła Apostołów Piotra i Pawła, dostrzegam specjalne boksy rowerowe. Postawione przez region mają stanowić udogodnienie dla rowerzystów, którzy mogą tu bezpiecznie zaparkować swoje rowery, a potem tylko z kremem do opalania i ręcznikiem udać się na plażę. Albo na nocleg - tylko z sakwą, bez obaw że hotel lub pensjonat nie przygotował bezpiecznego pomieszczenia na rowery. Pomysł przedni, widzieliśmy że identyczne rozwiązania posiadają chociażby szlak Odra-Nysa we Frankfurcie nad Odrą czy szlak zamków nad Loarą w Angers. Cztery boksy to jednak na razie zdecydowanie za mało nie tylko na całą trasę, ale nawet na pojedynczą miejscowość. Nie jestem też pewien, czy do boksów zmieści się dowolny rower, bo na pierwszy rzut oka szerokość boksu była wyraźnie mniejsza niż szerokość mojej trekkingowej kierownicy. Niestety, nie miałem jak tego sprawdzić, bo przy boksach brakuje jakiejkolwiek informacji o możliwości otrzymania dostępu do nich. Na zapytanie wysłane przez aplikację otrzymałem odpowiedź, że kluczami zarządza Mrzeżyńskie Centrum Sportu.
Niestety nieczynne muzeum lotnictwa w Rogowie
Przeglądając informacje o obiektach znajdujących się na trasie szlaku dookoła Morza Bałtyckiego trudno nie natknąć się na informacje o Muzeum Lotnictwa i Techniki Militarnej w Rogowie. Muzeum mieści się w lotniskowym hangarze, który jest pozostałością po niemiecku lotnisku wojskowym, jakie powstało tutaj w latach 30. Lotnisko w Rogowie obsługiwało nawet hydroplany, które lądowały na jeziorze Resko Pomorskie, leżącym kilkaset metrów dalej. Przed miejscowością zjeżdżam więc w oznaczone na mapie miejsce i… zastaję ogromny hangar zamknięty. Na szczęście zagaduję przechodzącego opiekuna tego miejsca, który na moment wpuszcza mnie do środka, prosząc o niewykonywanie zdjęć. Szkoda, bo wnętrze jest imponujące - gromadzi samoloty wojskowe z różnych okresów, pojazdy wojskowe różnego typu, wraki z okresu II wojny światowej, nawet samochody. Część z tych eksponatów należy do zbiorów Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Jak usłyszałem, poniemiecki hangar wymaga remontu i do momentu jego wykonania ten wojskowy skansen pozostanie zamknięty.
Rowerowa kładka wzdłuż Dźwirzyńskiej Patelni
Pod koniec przejazdu przez Dźwirzyno, mimo braku znaków skrętu szlaku EuroVelo 10, nawigacja nagle skierowała mnie w lewo, między ośrodki wczasowe, a po chwili wylądowałem na Dźwirzyńskiej Patelni, czyli około 300-metrowej długości obszarze wydmowym na skraju miejscowości. Między nim a Morzem Bałtyckim biegnie 200-metrowa, drewniana kładka, będąca kolejną efektowną wizytówką szlaku. Jej koniec wieńczy drewniana platforma widokowa, z której podziwiać można obszar Patelni, a kawałek dalej znajduje się druga, przeszklona, z punktem widokowym na morze. O tej jednak zapomniałem podczas mojego przejazdu - o czym wtedy myślałem? Może o tym, czy brak drogowskazów rowerowych przy głównej ulicy jest zamierzony, ponieważ - ze względu na jednak niewielką szerokość i konflikty z pieszymi, a może przez nawierzchnię, podobno niebezpieczną dla rowerzystów podczas opadów - celowo ogranicza się ruch rowerowy na pomoście? Uczulam, by nie przegapić oryginalnego miejsca i przejechać przez nie ostrożnie.
Kołobrzeg rowerową stolicą polskiego wybrzeża
Mimo pewnej funkcjonalnej wpadki, jaką jest letnia organizacja ruchu pieszo-rowerowego po kołobrzeskiej promenadzie nadmorskiej, z przyjemnością patrzę na ogólną rowerowość Kołobrzegu i jego okolic. Nieźle przejeżdża się przez miasto - podobać się mogą cztery odcinki dróg rowerowych, którymi przez miasto biegnie EuroVelo 10. Jest wśród nich i fragment dawnej linii kolejowej, którą zamieniono w osiedlową rowerostradę, i przyjemna droga rowerowa przez park im. Stefana Żeromskiego, i oczywiście kilkukilometrowa promenada nadmorska. Ze swoim położeniem akurat w środku zachodniopomorskiego odcinka EuroVelo 10, z dobrymi drogami rowerowymi odchodzącymi na wschód i zachód, ze Starym Kolejowym Szlakiem, który dociera do Kołobrzegu z południa, w końcu z atrakcyjnością historyczno-krajoznawczą i doskonałym skomunikowaniem - kolejowym i samochodowym, Kołobrzeg wydaje się z powodzeniem pełnić funkcję rowerowej stolicy wybrzeża. W mieście funkcjonuje również Kołobrzeski Rower Miejski, który często wykorzystywany jest także do turystycznych aktywności.
Drugie najciekawsze miasto nad Bałtykiem?
Kołobrzeg może być dobrym miejscem, by spędzić tu nawet cały dzień w trakcie rowerowej wycieczki - poza Trójmiastem to prawdopodobnie najciekawsze z miast na polskim wybrzeżu Bałtyku. Swoje początki Kołobrzeg zawdzięcza wytwarzaniu soli z morskiej wody. W XVII wieku Brandenburgia, do której należał, postanowiła zamienić miasto w twierdzę, która przetrwała między innymi oblężenie wojsk napoleońskich. W XIX wieku z twierdzy miasto zmieniło się w uzdrowisko, a podczas I wojny światowej w pruski szpital wojskowy i siedzibę głównodowodzącego armią niemiecką feldmarszałka Paula von Hindenburga. Zamieniony ponownie w twierdzę podczas II wojny światowej Kołobrzeg został zniszczony aż w 95%. Do dziś ocalały pojedyncze obiekty przypominające o świetności miasta w minionych wiekach, między innymi dwa dobrze zachowane forty położone przy szlaku EuroVelo 10, w tym Reduta Solna z Kołobrzeskim Skansenem Morskim.
Symbolem Kołobrzegu jest latarnia morska, która - ku zaskoczeniu niektórych - nie stanowi wartości zabytkowej. Została od podstaw wybudowana już po II wojnie światowej, w centralnym miejscu Fortu Ujście, zastępując poprzednią, stojącą przed fortem, a wysadzoną przez żołnierzy hitlerowskich, by zlikwidować łatwy cel dla polsko-radzieckiej artylerii w marcu 1945 roku. Większą wartość od latarni mają zachowane, choć zmodyfikowane przebudową, fundamenty XVIII-wiecznego fortu - ostatniego obiektu, jaki bronił się w Kołobrzegu przed radziecką ofensywą. Oprócz niego w mieście zachowało się kilkanaście innych zabudowań dawnej Twierdzy Kołobrzeg, które mogą być inspiracją do spaceru lub przejażdżki po mieście. Często odwiedzanym miejscem jest Muzeum Oręża Polskiego, posiadające w swoich zbiorach między innymi największą kolekcję mundurów żołnierzy polskich z czasu I i II wojny światowej. Do muzeum należy XV-wieczna Kamienica Kupiecka, jedyna, która przetrwała II wojnę światową.
Moje ulubione miejsce przy szlaku EuroVelo 10
Moim ulubionym fragmentem nadbałtyckiej trasy rowerowej jest ten biegnący między plażą a obszarem Ekoparku Wschodniego, czyli podmokłego obszaru chronionego tuż za Kołobrzegiem. Na chronionym obszarze ma bytować aż 80 gatunków ptaków, a jesienią zagląda tu nawet stado żurawi, dla których to miejsce odpoczynku podczas dłuższej migracji. Punktem kulminacyjnym tego odcinka jest około 200-metrowy, drewniany pomost, który oddziela od Morza Bałtyckiego Solne Bagno, część Ekoparku Wschodniego. W 2010 roku wody rozlewiska przerwały piaszczysty wał oddzielający rozlewisko od morza i przelały się do Bałtyku, niszcząc siedliska wielu ptaków i jednocześnie zaburzając wieloletnią równowagę przyrodniczą. Zatrzymując się tu na chwilę mamy możliwość jednoczesnego podziwiania zarówno wzburzonych wód morskich, jak i spokojnego, słodkowodnego obszaru wodnego z bujną roślinnością. I to chyba jedyne miejsce tego typu na polskim, a może i całym wybrzeżu Morza Bałtyckiego.
Do Ekoparku Wschodniego i jeszcze dalej w kierunku Ustronia Morskiego prowadzi droga rowerowa o dość oryginalnej nawierzchni - kolorowej kostce w charakterystyczne wzory. I choć z założenia rowerzyści mają do dyspozycji większość jej powierzchni w kolorze bordowym, komfortowa jazda tym odcinkiem bywa podczas sezonu letniego niemożliwa. Piesi często nie mieszczą się na wyznaczonym dla nich przestrzeni i przez brak wyraźnej separacji poruszają się po części rowerowej, co powoduje niepotrzebne konflikty. Na szczęście fantazyjna nawierzchnia z mało szczęśliwej kostki, mająca już dobrych kilka lat, wciąż dobrze się trzyma i przejazd tędy poza sezonem to naprawdę ogromna przyjemność. Kawałek za Solnym Bagnem niestety nie zabrakło fatalnych żółtych barierek, które jednak akcentują jedno z najpiękniejszych miejsc odpoczynku na polskim wybrzeżu.
Największa tablica z rowerowym objazdem
Na początku Ustronia Morskiego staję przed ogromną tablicą, informującą o sezonowym objeździe przez kolejną, nadmorską wieś letniskową. Objazd spowodowany był zabudowaniem klifu w Ustroniu Morskim długą, wysoką zabudową apartamentową, która nie pozostawiła miejsca na wygodny ciąg komunikacyjny nad morzem. Przeciśnięcie się tamtędy w sezonie, z rowerem, przez tłum leniwie spacerujących plażowiczów, jest nie lada sztuką i właśnie przed tą perspektywą przestrzega ta pożyteczna tablica. Latem lepiej jej nie przegapić i w odpowiednim momencie udać się na wskazany objazd, jesienią kłopotów ze spokojnym przejazdem będzie mniej. Swoją drogą, to jeszcze jedna rzecz, jaką Pomorze Zachodnie robi z myślą o wygodzie rowerzysty.
Za Gąskami jeszcze jedna dobra droga rowerowa
Na koniec dnia odwiedzam jeszcze Gąski z zabytkowym zespołem latarni morskiej. Latarnia morska w Gąskach powstała w latach 1876–1878, to druga najwyższa latarnia morska w Polsce i jeszcze jeden pomnik dawnego pruskiego kunsztu budowlanego. Do dziś zachowało się oryginalne założenie latarnianego kompleksu, z domem latarnika i zabudowaniami gospodarczymi, których część zajmują obecnie obiekty gastronomiczne. Zaraz za Gąskami szlak prowadzi po krótkim, ale doskonałym fragmencie drogi rowerowej, który - mimo formalnego zakazu - niestety bywa wykorzystywany przez miejscowych użytkowników samochodów do skracania drogi między Gąskami a Sarbinowem. Warto w takich sytuacjach reagować i w stanowczy, ale bezpieczny dla nas sposób, zwracać kierowcom uwagę, że jadą po drodze dla rowerów, a nie drodze publicznej.
Paragony grozy jednak istnieją
Tego dnia w Sarbinowie przekonuję się, że mityczne, nadmorskie "paragony grozy" rzeczywiście istnieją, a raczej istnieją nieuczciwi naciągacze. W restauracji U Kapitana Dianthusa za niedosmażonego schabowego z frytkami, surówką, herbatą i grzanym winem zapłaciłem prawie 140 złotych. Nieuczciwy właściciel nie ujął drogich frytek w menu, jako surówkę podał sałatkę grecką, herbatę wycenił na niemal 20 złotych, a do grzanego wina włożył plasterek pomarańczy, który jeden kosztował mnie 10 złotych, bo na paragonie wystąpił jako "owoce do wina". Przestrzegam więc przed Kapitanem Dianthusem w Sarbinowie, który - przypadek? - nie ma nawet wizytówki w Google Maps, by jedni klienci nie mieli jak ostrzec innych przed miejscem. Zachęcam jednocześnie do odwiedzin w miejscach, gdzie restauratorzy dbają o klientów - do przesympatycznej Restauracji Letniskowej w Mrzeżynie, do włoskiej Casa Nostra w Darłówku lub do restauracji Verde Rucola w Ustce. Wszystkie otwarte poza sezonem, wszystkie z pysznym jedzeniem i sympatyczną obsługą. I normalnymi cenami.
Chłopy czarują o każdej porze roku
Kolejny dzień zaczynam od wizyty w Chłopach. To jedna z ostatnich miejscowości na polskich wybrzeżu, w krajobrazie której nie wyrósł jeszcze szpetny apartamentowiec. Wszystko dzięki wpisaniu Chłopów do rejestru zabytków ze względu na zachowany układ urbanistyczny, w którym wciąż znaleźć można kilka gospodarstw i pojedynczych budynków, przypominających o dawnych tradycjach. O tych mówi też chłopeckie muzeum - Skarbnica Wioski Rybackiej w Chłopach. Sercem wsi jest jednak niewielka plażowa przystań rybacka z tzw. slipem, której towarzyszy krótkie molo i rząd budynków gospodarczych. W nich znaleźć można między innymi sklep rybny i smażalnię, w której wyświechtane hasło "ryba prosto z kutra" jak rzadko okazuje się prawdziwe. Zachęcam bardzo, przystanek w Chłopach w podróży po nadbałtyckim EuroVelo jest absolutnie obowiązkowy.
Tajemnicza łódź w środku mieleńskiego lasu
Las przed Mielnem, przez który prowadzi wygodny, szeroki ciąg pieszo-rowerowy, zbudowany we współpracy z Urzędem Morskim (formalnie to jego teren), wzbudza we mnie zawsze dobre emocje. Sam las swoją gęstością, intensywnością nastraja mnie doskonale, do tego dokładają się świetne warunki do jazdy po łagodnie kręcącej po lesie drodze rowerowej. I jeszcze zawsze przypominam sobie rozmowę z wesołą, życzliwą zakonnicą, którą spotkałem tutaj kilka lat temu. Tym razem zatrzymuję się przy jego końcu, na rozwidleniu szlaku, przy którym stoi drewniana łódź. To jeden z kilkunastu różnych obiektów stojących wzdłuż Leśnej Pętli Przygód i Tajemnic - ścieżki przyrodniczej, którą poprowadzono po leśnych ścieżkach w okolicy. Są wśród nich również dwa niemieckie bunkry z czasów II wojny światowej, stojące w bliskim sąsiedztwie drogi rowerowej.
W Mielnie morze zmienia się w jezioro
Zachodniopomorskie EuroVelo 10 zagląda, choć na krótko, również do znanego Mielna. Wycieczkę w kierunku plaży - na mieleńską promenadę, żeby zobaczyć słynny pomnik morsa - można odbyć w ramach krótkiego, kilkusetmetrowego zejścia z właściwego kursu. Oficjalny przebieg szlaku w Mielnie trafia na kilka kilometrów nad jezioro Jamno i przy każdej okazji podkreślam, że nie warto omijać go jadąc przez miasto główną drogą. To atrakcyjny i raczej niespodziewany odcinek szlaku Velo Baltica, podczas którego sporo czasu biegnie bezpośrednio nad wodą, zamieniając nadmorski krajobraz na nadjeziorny. Szutrowa droga, którą biegnie szlak, wkrótce zostanie przebudowana, zmieni się także nawierzchnia, która w niektórych miejscach obecna ewidentnie dotarła do końca swoich możliwości. Warto zwrócić uwagę na mijane po drodze przystanie - przybija do nich tramwaj wodny Julek, który przez jezioro Jamno łączy Koszalin z Unieściem i Mielnem. Na pokład można zabrać rowery - to doskonała alternatywa dla drogi rowerowej łączącej Koszalin z Mielnem.
Podziemne tajemnice II wojny światowej
Wybrzeże Bałtyku kryje wiele pamiątek po II wojnie światowej. Jeszcze przed końcem “ozdobnej” drogi rowerowej z Kołobrzegu po prawej stronie za lasem mijamy lotnisko w Bagiczu, będące przed i podczas II wojny światowej bazą niemieckiego lotnictwa. Za Ustroniem Morskim w lesie odnaleźć możemy pozostałości 31. Baterii Artylerii Stałej - kierują do nich duże tablice stojące przy szlaku EuroVelo 10. Ciekawą jest również historia dawnej bazy wodnosamolotów, położonej między Unieściem a Łazami. Według okolicznych mieszkańców baza miała rozbudowaną część podziemną, a niektórzy mówią nawet o podziemnych zbiornikach na paliwo czy korytarzach łączących bazę z Unieściem. Dzisiaj łatwo dostępne są pojedyncze hangary, niektóre stojące zaledwie kilkadziesiąt metrów od drogi rowerowej. Inne - w drugiej równolegle położonej drodze w kierunku morza.
Piękne gotyckie świątynie Pomorza Środkowego
Za Łazami szlak EuroVelo 10 zmienia swój charakter - z pola widzenia znika i Morze Bałtyckie, i przybrzeżne jeziora, pojawiają się zwykłe śródlądowe krajobrazy. Niemal cały ten odcinek przejeżdżamy po jeszcze jednej niezłej drodze rowerowej, która towarzyszy drodze lokalnej. Tu warto zwrócić uwagę piękne, gotyckie kościoły, których wiele podobnych ocalało na Pomorzu Środkowym. Pierwszy w Osiekach, drugi w Iwięcinie, trzeci w Bukowie Morskim - wszystkie stanowią ciekawe urozmaicenie na mniej ciekawej widokowo części podróży wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego. W Iwięcinie ciekawostką jest baner na płocie, informujący o szkole podstawowej im. Aleksandra Doby i o schronisku młodzieżowym im. Kazimierza Nowaka - ciekawe, jak wielu przyszłych podróżników wykształci placówka, mająca za patronów tak wspaniałe podróżnicze postaci.
Darłówko trochę jak duński Bornholm
Darłowo i Darłówko, do których wkrótce doprowadza szlak rowerowy dookoła Morza Bałtyckiego, przypominają mi naszą podróż na Bornholm odbywaną w czasie, gdy jeszcze z Darłowa na Bornholm pływały wodoloty Żeglugi Gdańskiej. Wtedy w drodze powrotnej sztorm zatrzymał nasz wodolot w porcie w Nexø, a my zostaliśmy zmuszeni do powrotu okrężną drogą przez Kołobrzeg. W Darłowie trzeba zajrzeć na duży, pochyły rynek, przejść się wokół fontanny rybaka i po galerii ryb umieszczonej w płycie rynku. Uliczkami zachowanego XIV-wiecznego układu urbanistycznego miasta można przejechać pod Zamek Książąt Pomorskich, gdzie w XV wieku mieszkał Eryk I, wcześniej król Danii, Szwecji i Norwegii, który według historycznych podań miał w Darłowie ukryć skarby zdobyte podczas pirackich wypraw na Bałtyku.
Eryk I ufundował kaplicę św. Gertrudy
Obiektem równie ciekawym co zamek jest kościół św. Gertrudy, stojący na wzgórzu, zaledwie kilkaset metrów od darłowskiego rynku. Ufundowany przez Eryka I po jego wyprawie do Ziemi Świętej, był wzorowany na kościołach budowanych w tamtych czasach przez angielskich templariuszy i początkowo pełnił funkcję kaplicy szpitalnej i przytułku dla ubogich, pielgrzymów i podróżnych. Kościół św. Gertrudy w Darłowie został wybudowany w czasie pobytu króla Eryka w Darłowie, w okolicach 1450 roku. Obiekt miał początkowo dwa piętra użytkowe, wyższe kościelne i niższe - szpitalno-przytułkowe, które z upływem lat zmieniło się w ossuarium. Problem jest jednak ten sam, co przy chęci zwiedzaniu większości ciekawych obiektów sakralnych - trudno zastać je otwarte, a zdobycie informacji o osobie dzierżącej klucze czasami bywa trudne.
Przyjemne, klimatyczne Darłówko na koniec dnia
Darłówko, będące administracyjnie częścią Darłowa, kojarzy się chyba wszystkim z oryginalnym, choć nie najpiękniejszym rozsuwanym mostem nad rzeką Wieprzą. Podróżując rowerem wzdłuż Bałtyku warto przejechać się po nabrzeżach portu w Darłówku, rzucić okiem na rybackie klimaty, wśród których łatwo będzie zastać rybacki kuter przy rozładunku połowu, który w części trafi zaraz do stojących wokół stoisk i sklepików rybnych. Turyści jadący szlakiem latarni morskich nad Bałtykiem znajdą w Darłówku jeden z obiektów swojego krajoznawczego pożądania - latarnię morską z końca XIX wieku. A spacerowicze na pewno docenią długie falochrony chroniące wejście do portu w Darłowie, nad którymi mogłem obserwować zachód Słońca z przerwami w chmurach, wyglądającymi jak ogromne, złowrogie oczy spoglądające na świat.
Ostatnia z pięknych nadmorskich scenerii na szlaku
W ostatnią z pocztówkowych scenerii trafiam tuż za Darłówkiem. Około 5-kilometrowy fragment szlaku Velo Baltica biegnie tędy po piaszczystej mierzei, we wspaniałym, naturalnym otoczeniu z Morzem Bałtyckim z jednej i jeziorem Kopań z drugiej strony. Drugiego tak imponującego miejsca nie ma ani na Pomorzu Zachodnim, ani w drugiej części szlaku EuroVelo 10 w Pomorskiem. Pod kołami mamy nie najlepszą, płytową nawierzchnię, która powstała w części na wale przeciwpowodziowym, który w 1987 roku wybudowało wojsko po tym, gdy morze przerwało mierzeję na długości prawie 600 metrów. I choć to odcinek, który wśród części rowerzystów budzi kontrowersje, wydaje się, że wyjątkowe warunki krajobrazowe przyćmiewają chwilowe niedogodności. Mogę tylko podejrzewać, że asfaltowej drogi rowerowej nie zbudowano tutaj właśnie ze względu na wyjątkowo trudne uwarunkowania terenowe i nieprzewidywalność morskiego żywiołu, który wielomilionową inwestycję mógłby zniszczyć w ciągu jednej, sztormowej zimy.
Plażowy Dubaj nad Morzem Bałtyckim
Jeden z niewielu podjazdów, jakie spotykają rowerzystę na szlaku wzdłuż Morza Bałtyckiego, znajduje się tuż przed Jarosławcem. Zaraz po nim szlak skręca z głównej drogi w kierunku klifowego brzegu. Tu znajduje się niepozorne odbicie na punkt widokowy, z którego warto spojrzeć na plażę Dubaj, jak nazywa się szeroką, nowo usypaną plażę, ograniczoną od strony morza kamiennymi ostrogami. Jarosławiecki Dubaj powstał w 2018 roku, by chronić położoną na 30-metrowym klifie wieś, a jego stworzenie było najdroższym działaniem w historii ochrony polskich brzegów morskich. To jednak wciąż nic w porównaniu z szerokością plaży w Jarosławcu przed II wojną światową - miała aż kilometr szerokości. Sama wieś przez przez ok. 250 lat straciła około 200 metrów lądu, łatwo więc wyobrazić sobie, co kiedyś stanie się chociażby z nowym, kilkupiętrowym pensjonatem, obecnie brawurowo budowanym niemal na skraju wysokiego klifu w Jarosławcu.
Jeszcze jedna przystań rybacka na koniec
Na pożegnanie ze szlakiem EuroVelo 10 na Pomorzu Zachodnim Jarosławiec stawia przed turystą jeszcze dwa piękne miejsca o bardzo morskim charakterze. Pierwszym jest położony nieco na uboczu tradycyjny port rybacki, gdzie - podobnie jak w Chłopach - możemy zachwycać się odwagą rybaków, którzy na niewielkich kutrach wypływają w morze po połów. Łodzie stoją tu na piasku, a rybacy mają do dyspozycji slip do wciągania i wyciągania statków. Tuż obok portu znajduje się drugie miejsce - latarnia morska w Jarosławcu, wybudowana w 1835 roku, po tym, jak poprzednia okazała się zbyt niska i jej światło zasłaniały drzewa. Latarnię w Jarosławcu można oczywiście zwiedzać, a potem zrobić pamiątkowe zdjęcie pod dużym napisem z nazwą wsi.
EuroVelo 10 jak doktor Jekyll i pan Hyde
Z nadmorskiej wycieczki wracałem z refleksją, że szlak ma dwa oblicza. Pierwszym, przepięknym, są naprawdę efektowne, widowiskowe, naturalne odcinki, którymi pokonujemy znaczną część dystansu wzdłuż wybrzeża Bałtyku. To oblicze pożądane przez turystę, naturalny magnes, który przyciąga rzesze rowerzystów nad morze. Drugą twarzą polskiego EuroVelo 10 jest jego komercyjny, handlowy wizerunek. To tysiące krzyczących szyldów, całe ulice zabudowane straganami, oferującymi mało wyszukane gadżety, które zamieniają nadmorskie miejscowości w tanie centra handlowe. Mało która z nadmorskich miejscowości sprawia wrażenia, że zależy jej na estetyce swoich ulic, w nadmorskich "kurortach" zupełnie nie dba się o ład zewnętrzny. Wybrzeże Bałtyku zalała fala sztucznej tandety, kultura zbędnych, wakacyjnych zakupów i fałszywych pamiątek, często identycznych od morza aż po góry, które po przywiezieniu do domu lądują w koszu, bo przecież do niczego innego się nadają.
Ten kultowy szlak rowerowy się zmienia. Przestaje być tylko letnim wyzwaniem dla silnych fizycznie rowerzystów, zaczyna być nowoczesną trasą rowerową, która ambitnymi rozwiązaniami goni najlepsze szlaki rowerowe w Europie. Wśród młodych, silnych rowerzystów pojawia się coraz więcej rowerowych seniorów i rowerowych rodzin z dziećmi, którzy mają szansę przejechać Velo Baltikę właśnie dzięki inwestycjom w nowe drogi rowerowe i warstwę informacyjną szlaku. W dodatku, wszyscy w końcu zaczynamy dostrzegać, że lato nie jest jedynym dobrym czasem na rower. Że jesienią też potrafi być pięknie. Że łatwiej jest znaleźć nocleg, w dodatku jest on tańszy i lepiej dopasowany do naszych oczekiwań. Że w restauracjach wolne miejsca czekają na nas, a nie odwrotnie. I że przejeżdżając przez nadbałtyckie miejscowości nie trzeba obawiać się ani tłumów na chodnikach, ani korków na ulicach. Bałtyk poza sezonem naprawdę da się bardzo lubić.
Bierzcie i jedźcie, korzystajcie z rowerowych udogodnień
Na koniec bardzo zachęcam do korzystania ze wszystkich udogodnień na EuroVelo 10, o których wspominam w tekście. Bądźcie czujni i zwracajcie uwagę na komunikaty o objazdach i innych utrudnieniach na trasie. Na noclegi wybierajcie obiekty z listy Miejsc Przyjaznych Rowerzystom, aby Wasze rowery spały bezpiecznie. Korzystajcie z boksów rowerowych w Mrzeżynie - mam nadzieję, że wkrótce też w innych miejscowościach. Ładujcie Wasze telefony i nawigacje w mrzeżyńskiej wiacie. Ściągajcie apkę i sprawdzajcie w niej przebieg szlaku, wyszukujcie atrakcje, noclegi i restauracje. Zgłaszajcie problemy i usterki, by szlak był jeszcze lepszy. Róbcie to wszystko, bo rzeczy te powstają z myślą właśnie o nas, o naszym komforcie i naszej satysfakcji.
Do zobaczenia na EuroVelo 10, bo pewnie jeszcze nie raz tam zajrzymy :-)
* * *
Velo Baltica pojawiła się też w programie Dzień Dobry TVN, gdzie mówiłem o najlepszych szlakach rowerowych w Polsce.
Dodaj Twój komentarz